czwartek, 28 lipca 2011

back to reality.




środo-czwartek: off we go, 3h snu, szaleńcza jazda, dużo stacji nocą, rokycany (yeay!!), pada pada pada, błoto błoto błoto, kalosze moim wybawieniem, walka ze złotym namiotem-apartamentowcem, wielki staw aka basen, smazeny syr, wieczor, jelzin jabłkowy, biba, pierwszy (i ostatni) tofuburger

piątek: dużo błota, kalosze cd., smazeny syr, kąpiel w wielkim stawie mimo ze nie bylo ciepło, hopeless!, chwile grozy, dużo ludzi, dj hazel, grill, czeskie sikacze, odraza do toi-toi, biba biba biba, d.i.s.c.o., wóda z Lilą, arktyczna noc

sobota: na kacowe śniadanie tradycyjnie smazeny syr, basen, spacery, kąpiel w cudownej, cieplej wodzie w hotelu "sport",w te i nazad do góry, troche muzyki, dekadencki wieczór z szampanem, fulltandeta, scooter, 022 show i najpiękniejsze d.i.s.c.o. na fluffie, szalony niemiec vel włoch, a później akrtyczna noc 2

niedziela: słońce, nie moge patrzeć już na syr, k. załatwił sklepowe śniadanko, basen, prawda wyszła na jaw, konsternacja troche troche wesoło, rein, death breath, no alco, śmierdząca ziemia, spacerki, wyciągnięcie wniosków, na obiad bramboracky, zimno, koksownik, opowieści Sety o grach na dobranoc, zzz, najbardziej akrtyczna noc ever! jak spałam podobno działo się, ale to nie wiem

poniedzialek: do domu, ufff!


tak w skrócie wyglądał fluff, planuję by był ostatnim, ale nie wiem
w sumie nigdy nie wiadomo


G.

środa, 13 lipca 2011

raket fjuel - 7/8 miesiąc





mu mru


za tydzień na fluff fest <3 can't wait!
na najbliższe 3 tygodnie załączył mi się mode małego podróżniczka ;)


Gosia

środa, 29 czerwca 2011

obiadello - golden tofu


tofu smażone na złoto z wawarzywami w sosie sojowo-cytrynowo-miodowym :3



TOFU: Kroimy na 4 porcje, smażymy na złoto. Ja moje dodatkowo nadziałam (mozarellą), posoliłam, zapakowałam w folię aluminiową i wsadziłam do piekarnika na 15-20 min (175 stopni).
Nadziać można je właściwie wszystkim, co lubimy (i co nie jest w formie płynnej).

SOS: Sos sojowy, 1/2-3/4 łyżeczki płynnego miodu, starta skórka cytryny, trochę wody (mieszamy).

WARZYWA: Trochę cebuli i ząbek czosnku podsmażam w woku. Dodaję pokrojoną paprykę, pieczarki i różyczki kalafiora. Gdy są już podsmażone dodaję sos, mieszam i czekam aż się zredukuje (ok 3-4 min). Zdejmuję woka z gazu i dodaję pokrojoną cykorię.

W tym czasie tofu powinno już być gotowe. Piekąc je w folii mamy gwarancję, że będzie będzie wysuszone. Do ryżu dodaję trochę wiórków kokosowych (sezam pasuje lepiej, ale nie miałam).

Smacznego!




Ze mną jest tak, że rzadko robię zakupy specjalnie na obiad. Zazwyczaj staram się stworzyć jakieś fajne danie z tego co jest dostępne w kuchni. Takim sposobem, dziś na obiad zrobiłam golden tofu :)

niedziela, 26 czerwca 2011

time to move on.









dziś nie napiszę, ale pokażę o czym myślę.
dostałam kopa w dupę, w sumie nie zapowiedzianego, ale przydał się, zadziałał.
czas na zmiany :)


Gosia

niedziela, 24 kwietnia 2011

april.







zdjęciowa zlepka - zrobiona na szybko, nic nie pasuje.

zmienne tempo, a kwietniu czas płynie mi teoretycznie wolniej. czasami jednak tak zajebiście przypiesza, że chciałabym aby doba miała 36h. dużo rzeczy robię w biegu, w przenośni i dosłownie - życie na sportowo jest fajne :)

w tym roku majówka 'wake and bake' w cerkwii u Adama,
can't wait!


pozdrawiam,
G

wtorek, 29 marca 2011

śniadanello



wegańskie naleśniki z mlekiem kokosowym i karmelizowanymi owocami (melon, mango, banan, brzoskwinia i ciemne winogrona), może nie wyglądają zbyt ładnie na zdjęciu, ale były pyszne. nom nom nom :3


w czwartek lecę do Mediolanuuuuu, już czuję się jak prawdziwa tap madl.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

2011 po raz pierwszy.

tak pamiętam jego początek... przez mgłę, bardzo gęstą momentami...
poszłam spać o piątej, śpiewając waldemarowi z tarchomina smutną piosenkę o przyjaciołach, a raczej ich braku.
o poranku (11?), skrzeczałam już jak stara zła czarownica, sprzątania było co niemiara, a ja miałam weltschmerz, kaca nie miałam.
całe podwórko było w konfetti (pozdrawiam kasię bang :D), wszyscy spali wszędzie, wszystko leżało wszędzie, armagedon, ale ja nie wiem bo to przespałam. dwunastą tez przegapiłam :D
jedno pamiętam, była to noc cudów.





życzę wszystkim szczęścia i dużo wszystkiego co dobre, bo to zawsze się przyda :)

sobie życzę wytrwałości, systematyczności i abym w końcu spełniła swoje ukryte marzenia. te o których na razie boję się mówić głośno.
żeby cała moja rodzina była zdrowa.
oraz aby kot osiński okazał się równie cudownym przyjacielem co artush.
a w serduszku niech zostanie tak jak jest.


pozdrawiam, Małgorzatella